piątek, sierpnia 18, 2006

fotograficzna pamięć...


Rekonwalescencja to taki stan, w którym o wielu rzeczach myślisz, planujesz lecz żadnej nie realizujesz. Światło na końcu ulicy jest wielką niewiadomą nie wiesz czy to otwiera się przestrzeń czy zamyka murem z blasku. Czy to brama do nowego nieznanego świata czy mur ogrodu rozkoszy nie do przebycia, nie do przeskoczenia. Na pięć stóp szeroki z cegieł doskonale wypalonych, oddzielający świat codzienny od świata odświętnego. Ja na jego końcu, myśli na początku. Igram z jego trwałością, bawię się jego dosłownością, zamieniam go w myśl ulotną. Ginie i nic się nie dzieje. Płynę, pływam, odpływam. Nic nie jest dosłowne, nic nie jest pewne. Uderzenia w klawiaturę, ulotne jak płatki śniegu wiosną, jak rozkosz we śnie - niepewne. Za każdym razem się waham, za każdym razem...

Jestem, ale nie mam pewności, jutro kolejny dzień, nowa okazja na zmiany. Płynie przez moje ciało rzeka zieleni i asfaltu. Welcome to the Hollywood...

Brak komentarzy: